-
O, tu jesteś – usłyszałam stanowczy głos ojca, na co wzdrygnęłam przestraszona.
Może lepiej go nie denerwować i podporządkować się jego zasadą? To chyba byłby
najlepszy pomysł.
-
Szukam mojego telefonu, chyba go zgubiłam – musiałam coś wymyśleć, przecież nie
powiem mu, że chciałam stąd dać nogę.
-
Nic nie szkodzi, chcieliśmy dać ci nowy – uśmiechnął się szczerze, a ja
pokiwałam głową na nie. Nie było takiej potrzeby. Westchnęłam głęboko i razem z
ojczulkiem ruszyłam do kuchni.
Na
stole było pełno jedzenia. Na sam widok zrobiło mi się niedobrze. Odsunęłam jedno
z krzeseł i usiadłam na nim. Bez celu wpatrywałam się w biały talerz z
porcelany. Wszystko co znajdowało się na tym stole, było takie tłuste i niezdrowe. Mam wrażenie, że to
przez Jannet. Przecież nie mogę tego nie zjeść, skapnie się.
-
Kebabu? - zapytała blondynka, a ja szybko pokręciłam głową, na co ona podniosła
brew.
-
Jestem wegetarianką – szybko zaprzeczyłam.
-
To od dzisiaj nią nie jesteś – powiedział ojciec nakładając na mój talerz duży
kawał mięsa. Skrzyżowałam ręce na piersi i bezwładnie oparłam się o tył krzesła.
Widząc jego minę chwyciłam widelec w dłoń i niechętnie wbiłam go w kawałek
mięsa, włożyłam go sobie do buzi i przeżuwając zamknęłam oczy. Myślałam
normalnie, że się im tam rozryczę. To było chore.
W
środku krzyczałam z rozpaczy, a na zewnątrz musiałam się uśmiechać.
-
Dużo ćwiczysz? – zapytała mnie blondynka. O co jej chodzi? Coś jest ze mną nie
tak?
-
Tak – powiedziałam biorąc do ręki szklankę z wodą. Jej wzrok automatycznie powędrował na moją czerwoną bransoletkę, którą
dostałam od mamy na dziesiąte urodziny. Ona chyba nie myśli, że to jest moja oznaka
anoreksji? Ten symbol jest umowny, ale duża ilość ludzi nosi go nie zdając
sobie nawet sprawy. Odsunęłam się od stołu, włożyłam brudne naczynie do zlewu i
podziękowała za posiłek.
-
Idę się przejść – powiedziałam wchodząc na korytarz, ale zatrzymał mnie krzyk
ojca. Niechętnie odwróciłam się w jego stronę i z powrotem weszłam do kuchni.
-
Słucham? – zapytałam, jak najmilej umiałam.
-
Odwróć się, proszę – zrobiłam to, o co poprosił i zobaczyłam białe pudełeczko.
–To jest dla ciebie – usłyszałam głos ojca. Niepewnie chwyciłam kartonik do
ręki i zmieszana odwróciłam się do niego przodem.
-
Yym… Dziękuję – powiedziałam i ponawiając próbę wyjścia opuściłam kuchnię.
Wychodząc
na zewnątrz uderzyła we mnie fala zimnego powietrza. Cóż, zbliża się wieczór.
Niebo
było granatowe, a na nim znajdowały się
nieliczne gwiazdy. Nawet nie wiem, która jest godzina. Upewniając się czy nikt
za mną nie idzie, zatrzymałam się przy pierwszych lepszych krzakach i zwymiotowałam
dzisiejszy posiłek. Mam nadzieję, że moje poświęcenie nie poszło na marne i
głupia Jannet odpędziła od siebie myśli o mojej anoreksji.
Szłam
prosto, gdzie moje nogi mnie poniosą. Mam ochotę zapalić! Ciekawe gdzie jest tu sklep. Może dobrze się
stało, że od dziś mieszkam z nimi? Louis pewnie nachodziłby mnie w starym domu,
ale z drugiej strony to w nim przeżyłam spory kawał życia.
Kuźwa!
Czy tu nigdzie nie ma sklepu? Aria, przecież oni są bogaci, tu na pewno nie
dostaniesz fajek. Zniszczysz ojcu reputację. Oh, tak się tym przejmuję, że aż
wcale. Moja orientacja w terenie nie była najlepsza, więc nie zdziwiłbym się,
gdybym się zgubiła. Już ja znam te wszystkie ulice, po których chodzi mnóstwo
niebezpiecznych osób, które z pozoru wydają się bezbronne.
Dostałam
tyle razy nauczkę, ale nadal jakoś nie boję się chodzić wieczorami po ulicy.
Domy
z każdym moim krokiem robiły się coraz uboższe w dekorację, co oznaczało, że
wychodzę z dzielnicy bogaczów. Może jestem powalona, ale nie chcę tutaj
mieszkać, chodzić do prywatnej szkoły, przecież to jest bezsensu. Podstawa programowa się nie
zmienia. Te dwie placówki różnią się tylko tym, że w szkole publicznej piją,
palą, a w prywatnej są same lizusy. Moje stopnie były tak wysokie, ponieważ
musiałam zająć swój umysł czymś innym, a nie jedzeniem. Właśnie - były -dobrze
powiedziane. Od spotkania Tomlinsona troszkę spadły, ale kogo to obchodzi? Co w
życiu osiągnę mając same szóstki? No
właśnie; gówno. Nawet się nie spostrzegłam, gdy omijałam dom Liama. Zaraz, zaraz
trochę dalej był tu sklep! Oh yeah! Przyśpieszyłam kroku, widząc jedno z aut
należących do Louisa. Nie ma szans by mnie zobaczył.
Przed
samym sklepem musiałam się zatrzymać, bo usłyszałam dźwięk telefonu dobiegający
z pudełka, który wręczył mi ojciec. WTF? Po cholerę to brałam. Przystanęłam na
chwilkę i sprawnym ruchem otworzyłam mały kartonik. Serio różowy? Mój Boże.
Przejechałam palcem po ekranie i nacisnęłam zieloną słuchawkę, po czym przyłożyłam
urządzenie do ucha.
-
Matko Boska, Aria, gdzie ty jesteś? – zapytał spanikowany ojciec.
-
Nie wiem – nie okłamałam go, ponieważ ja na serio nie miałam bladego pojęcia,
jak ta ulica się nazywa.
-
Dobrze, że mam pewną aplikację, więc zaraz cię namierzę. Nie ruszaj się, zaraz
będę, zrozumiano?
-
Mhm – rozłączyłam się. Zapamiętać: od dziś nie zabierać ze sobą telefonu.
~*~
Wykorzystując
wolny czas weszłam do sklepu za mną i kupiłam sobie fajki. Skąd miałam kasę?
Nie miałam, na całe szczęście zastałam tam Drake’a, który udzielił mi kredytu.
Oczywiście zaczął mnie wypytywać, gdzie byłam przez ostanie trzy tygodnie, ale
zlałam go, mówiąc, że wylądowałam w szpitalu. Na całe szczęście uwierzył. Na
mojej skórze powoli zaczęła pojawiać się gęsia skórka. No kurde gdzie jest
ojciec?
Wyciągnęłam z pudełka jeszcze jednego papierosa, ułożyłam
go sobie między wargami i zapaliłam. Oparłam się o ścianę budynku i bezcelowo
zaczęłam wpatrywać się w parking z nadzieją, że ujrzę auto ojca. Zamiast tego
podjechało czarne BMV. Widząc jego rejestrację
zachłysnęłam się dymem. Serce zamarło, a czas jakby się zatrzymał. To jest już
śmieszne. On nawet nieświadomie mnie prześladuje. Cofnęłam się bardziej w tył i
zgasiłam peta.
Wstrzymałam
oddech i liczyłam w myślach na to, że nikt mnie nie zauważy lub nie zauważył.
-
Weź…! Kurwa… Spierdoliłeś! – usłyszałam głośne krzyki, które należały do Liama.
Podeszłam bliżej, by zobaczyć do kogo były
one skierowane. Louis.
Widząc
jego sylwetkę, miałam ochotę rzucić się na niego i przytulić. Powiedzieć, że
żartowałam, ale nie mogę. Nie pasuję do jego świata. On nigdy nie zrozumie, że
za dwa może, trzy lata umrę.
Z
zamyślenia wyrwał mnie dźwięk klaksonu dobiegający z samochodu mojego ojca.
Dziękuję ci, Boże. Co ja mam teraz zrobić? Przejść obok niego tak po prostu,
bez słowa? Nie, nie ma mowy, poczekam, aż wejdą do środka. Niestety nie
zapowiadało się na to, by ten moment nadszedł, ponieważ ich kłótnia zaostrzała
się. Znam nerwy Louisa i jego ego. Nie można go obrazić. Mój ojciec czekając w
samochodzie zaczął na mnie trąbić, że mam ruszyć dupę. Doskonale wiedział, że
tu jestem przez tą głupią aplikację, ale ja nie mogłam. Nagle ich wymiana zdań przerodziła się w
bójkę.
O
nie, nie. Powiedzcie mi, że mój ojciec nie wykaże swojej sumienności i nie
zareaguję.
No
jasne, przecież ja jak zawsze muszę się mylić. On jak poparzony wysiadł z auta
i pobiegł w ich stronę. Kurwa, kurwa, kurwa. Pierdolone szczęście. No ja
pierdole!
Gdy
wściekły Tomlinson rzucił się z pięściami na mojego ojca, od razu podbiegłam do
nich. Jako iż mój opiekun leżał na ziemi,
a Louis nachylony zaczął go okładać, wskoczyłam na jego plecy.
-
Złaź ze mnie suko! – krzyknął rozzłoszczony, próbując mnie zepchnąć. Gdy mu się
to udało z mojej kieszeni wyleciała wcześniej zakupiona paczka fajek.
-
Wreszcie cię znalazłem Tomlinson! – krzyknął mój ojciec, waląc go w twarz. Ich
wymiana zdań była dziwna.
No
tak, przecież mój tata jest psem, a brunet - królem wyścigów.
-
Louis, proszę – szepnęłam do jego ucha owijając nogi wokół jego talii, widząc,
że wygrywa.
On
zesztywniał i odwrócił swoją głowę w moją stronę. Jego mina była pusta, nie
wyrażała żadnych emocji. Niepewnie wykonał moją prośbę i podniósł się z mojego
ojczulka.
-
Aria, dziecko, co ty wyprawiasz i co mają oznaczać te papierosy? - powiedział
wkurzony, otrzepując swoje spodnie. Zeskoczyłam z Louisa pleców i stanęłam
przed nim.
-
Pomogłam ci, a teraz chodź – no i po co mi to było? Tak właściwie gdzie jest
Liam? Odwróciłam się w prawo i zobaczyłam bruneta przy kasie. Hah on jest na
serio udany.
-To
jest twój ojciec? – usłyszałam za sobą szorstki głos, należący do Louisa.
-To
wy się znacie? – zapytał zdezorientowany ojciec, wiedziałam, że to kiedyś się
wyda, ale nie myślałam, że tak szybko.
-
Umm yyy… No tak trochę – powiedziałam zakłopotana, gdy poczułam jak Louis
wyciąga z mojej tylnej kieszeni telefon.
-
Przeleciałem ją – powiedział jak gdyby
nigdy nic, a ja zesztywniałam. O kurwa mać! Walnęłam się z otwartej ręki w
czoło. Mam przesrane.
-
Odszczekaj to, gówniarzu! – powiedział wściekły ojciec. Spojrzałam przez ramię
na Tomlinsona, który w skupieniu klikał w ekran. Gdy skończył z powrotem włożył urządzenie tam,
gdzie było i uśmiechnął się do mnie
cwaniacko, puszczając oczko.
-
Boże tato! Chyba nie sądzisz, że ja z nim spałam – ja robiłam o wiele gorsze
rzeczy, pomyślałam.
-
Jak nie? Było ci lepiej niż w niebie – zażartował Louis. No nie wytrzymałam.
Odwróciłam się twarzą do niego i
kopnęłam go w piszczel.
-
Zamknij się do cholery! – krzyknęłam, na co parsknął śmiechem. Jaka żenada. -
Chodźmy stąd! – krzyknęłam w niebogłosy zmęczona tą sytuacją.
-
Nie, ty idziesz ze mną – poczułam jak ręce Louisa, oplatają moją talię. Jezu,
tak brakowało mi jego dotyku. On wykorzystując sytuację. Byłam odwrócona tyłem
do staruszka, zjechał rękoma na mój pośladek i lekko go ścisnął. To spowodowało, że mój ojciec siłą wyrwał mnie z
jego ramion.
-
Słuchaj, gówniarzu! Masz zakaz zbliżania się do mojej córki, bo jeśli to
zrobisz, zabiję cię – zagroził. Tak, to
na pewno poskutkuje. Lepiej ty uważaj, kto kogo zabije.
-
Do zobaczenia, mała – powiedział Louis puszczając w moją stronę całusa. Co za
idiota.
Gdy
tylko usiedliśmy na skórzanych fotelach w aucie, ojciec zaczął zasypywać mnie
tysiącami pytań. Nie miałam ochoty mu się tłumaczyć, więc odwróciłam głowę w
stronę okna.
-
Młoda damo! Masz szlaban! – krzyknął zdenerwowany. Oh, bo się przestraszę.
Zresztą gdzie miałabym iść? Do szkoły? Na imprezę?
Całą
drogę ignorowałam jego słowa i zakazy. Zobaczymy czy mnie upilnuje.
Zdenerwowana
wysiadłam z auta i podbiegłam w stronę drzwi, kopnęłam w nie i poszłam na górę
do swojego pokoju. Nie wiem, na kogo jestem bardziej zła; na Louisa czy na
głupiego ojca, który wtrąca się w nieswoje sprawy. Sprawnym ruchem zdjęła z
siebie bluzę, buty, spodnie i zostając w samej bokserce położyłam się na ziemie
i zaczęłam robić brzuszki.
Jeden,
drugi, trzeci…
Coraz
częściej upewniam się, że moje życie jest bardzo problemowe. Dlaczego nie mogę
żyć, tak jak w tych wszystkich bajkach, bądź filmach? Dlaczego nie mogę mieć
swojego księcia, chłopaka, który kochałby mnie nad życie?
Gdy
doliczyłam do dwustu, moje mięśnie brzucha bolały jak cholera. To przez to, że
dawno nie ćwiczyłam. Cieszę się, że nie mam jeszcze okresu. Co by było, gdybym
zaszła w ciążę, z którymś z tych palantów? Matko Boska.
Gdy
dojechałam do pięciuset, przewróciłam się z pleców na brzuch i zaczęłam
wykonywać grzbiety. W pokoju panowała taka cisza, że można było usłyszeć moje
strzelające kości.
Podparłam
się na barkach tak, by były na równi z moim kręgosłupem i zaczęłam unosić
najpierw lewą nogę, potem prawą. Na moim czole pojawił się pierwszy pot, co
tylko mnie zmobilizowało, by jeszcze bardziej zaostrzyć ćwiczenia. Podniosłam
głowę w górę i spojrzałam w kierunku balkonu. Dziwne, wydawało mi się, że coś
słyszałam. Dosyć, że przytyłam to jeszcze wariuję. Niestety moja ciekawość
wygrała, więc podniosłam się na równe nogi i chwiejnym krokiem podeszłam do
szyby. Nagle zza ściany wyłoniła się postać Louisa. KURWA! – krzyknęłam, zwijając
się w pół. On jest chory psychicznie! Przez niego będę miała jeszcze większe
schizy.
Wzięłam
głęboki oddech, przekręciłam klamkę, pchnęłam drzwi do przodu i wyszłam na
zewnątrz.
Tak,
ja to jestem mądra, na dowrze około dziewięciu stopni, a ja w samej bokserce i
skarpetkach, do tego przed niewyżytym Tomlinsonem.
-
Czy ciebie powaliło już do końca? - zapytałam wściekła, krzyżując ręce na
piersi.
-
Ohh, gdybyś mi powiedziała, to bym się przygotował – oblizał swoje usta. Szlag.
-
Cooo? – otworzyłam oczy, gdy zza swoich pleców wyjął bukiet kwiatów, przywiązany
do wiklinowego koszyka. To takie… Romantyczne?
-
Kusisz – szepnął do mojego ucha, a ja dopiero wtedy otrzeźwiałam. Potrząsnęłam
głową i chwyciłam go za rękę ciągnąc do środka. Jeszcze nie poznałam sąsiadów.
-
Zwolnij, kochanie – odłożył wszystko na podłogę i rozpiął rozporek od swoich
niebieskich jeansów.
-
Jezu, nie! – krzyknęłam natychmiast, zasłaniając oczy. Czemu wszyscy chłopacy
są tacy chętni?
-
Wolisz ty mnie rozebrać? – zapytał, a ja zrobiłam facepalma. Ten chłopak jest
niewyżyty seksualnie.
-
Przestań! Już i tak mnie pogrążyłeś na oczach ojca – warknęłam chłodno, siłując
się z nim wzrokiem.
-
Niech wie, że jego córeczka nie jest już dziewicą – powiedział dźgając mnie w
lewy boczek.
-
Nie dotykaj mnie! – odgryzłam się od razu. W głowie pojawiły się wspomnienia z
mojego pierwszego razu. Tak naprawdę nigdy nie byłam silna psychicznie, dlatego
po mojej twarzy spłynęły łzy. Ten stary dziadek i jego słowa „byłaś
beznadziejna”. Dostałam za ten komentarz spory opieprz od Darknessa.
-
Mógłbyś stać się chociaż na chwilę poważny i uważać na to co mówisz? Mój
pierwszy raz nie należał do najlepszych i te wspomnienie pewnie będzie nękać
mnie do końca życia. Nadal przed oczami mam ten jego głupkowaty uśmiech,
mówiący wygrałem. Nigdy nie zdawałam sobie sprawy z gwałtu. Nikt sobie nie
zdaje. To trzeba przejść, by zrozumieć – mówiąc to wybuchłam płaczem. On nic
nie odpowiedział, tylko podszedł do drzwi prowadzących do korytarza i je
przekluczył.
Na
jego twarzy po raz pierwszy można było zobaczyć wstyd.
-
Może tego nie przeżyłem, ale wiem jak to boli. Przepraszam, że cię nie
obroniłem – usiadł obok mnie, opierając głowę o moje ramię. Zdziwiły mnie jego
słowa. Jak to wie? Odchyliłam lekko głowę i posłałam mu pytające spojrzenie.
Westchnął głęboko, zamknął oczy i odszukał ręką mojego nadgarstka tak, by
spleść ze swoim w koszyczek.
-
Mój ojciec… On molestował moją siostrę – wypowiadając te słowa, mocniej ścisnął
moją rękę. Każdy człowiek ma jakieś wspomnienie, o którym chciałby zapomnieć. -
Raz zrobił to na moich oczach - powiedział napinając swoje mięśnie. Nie
wiedziałam, co powiedzieć. „Współczuje ci”? Przecież to beznadziejne
pocieszenie.
-
On żyje? – zapytałam, nawet nie zdając sobie sprawy, kiedy te dwa słowa
wypłynęły z moich ust. Chyba zanim coś powiem, powinnam pięć razy zastanowić
się czy to jest odpowiednie dla sytuacji.
-
Nienawidzę tego chuja! Pewnie popadł w alkoholizm i wylądował na ulicy.
Szczerze? To nie obchodzi mnie to. Wręcz dobrze mu tak – powiedział wkurzony.
Byłam w ogromnym szoku, że Louis zdradził mi swój największy sekret.
-
To co zrobił było złe, ale nie możesz cieszyć się z kogoś nieszczęścia! Jesteś
zimnym chujem! Nie posiadasz serca - może
przesadziłam, ale to był najodpowiedniejszy moment, by wygarnąć mu jaki jest. Nie odpowiedział.
Prawda zabolała.
-
Przestań o mnie tak mówić.
-To
przestań się tak zachowywać! – starałam się brzmieć jak najgroźniej.
-
Ja naprawdę żałuję! Ale to jest moje życie – bronił się. Zepchnęłam jego głowę
z mojego ramienia i podpierając się na ramionach, podniosłam się z pozycji
siedzącej, ponieważ mój pośladek oficjalnie umierał.
-
Przestań odbierać każde moje zdanie jako atak! Wiem, jak wygląda twoje życie i ja
wcale nie chcę go zmienić. Każdy człowiek wybrał, kim chce być. Ty też. Nasze
światy są sprzeczne jak ogień i woda. Nie bez powodu zerwałam z tobą kontakt –
powiedziałam.
-
Jeżeli się poprawie? - zapytał z nadzieją.
-
Przypomnę ci, że dałam ci jedną szansę, której nie wykorzystałeś.
-
Nawet nie dałaś mi się wykazać! – zaczął.
-
Może to ja miałam focha, że ciebie nie zaliczyłam? – zakpiłam z niego.
Hi
! Bejbs .
Dziękuję
wam za miłe komentarze ! One naprawdę motywują .:')
Do
akcji wkroczył Louis . Jak uważacie ? Czy Aria ma mu wybaczyć ?
Czy
Jannet odkryje tajemnice Arii ?
Wiem
,ze większości z was skończyły się ferie . JESTEM Z WAMI ! BIG HUG !!!
Do
zobaczenia !
37
komentarzy = następny
Jeżeli
macie jakieś pytania to zadajcie . Strasznie mi się nuuudzi -.- klik
No
i zapomniałabym nie biorę udziału w tych konkursach , bo ja
leniwiec nawet nie chce mi się tego zrobić . Przepraszam , ale bardzo dziękuję
,że mnie nominujecie ! To zaszczyt .
Awww, jak słodko.
OdpowiedzUsuńNo prawie,
ten moment z rozporkiem - bezcenny! XD
Myślę, że Aria mu wybaczy
bo za nim tęskni :)
Ale najlepsze i tak co było
to rozmowa Lou z tatą Arii ^^
Jprdl, miałam taką beke C:
Mam nadzieję, że będzie dobrze
pogodzą się, będą parą a tata Arii
to zaakceptuje a potem będzie ślub i dzieci <3
Hhahaha, i tak wiem, że tak nie zrobisz i dobrze
bo to się czyta okropnie xD
Czekam na następny ^^ x
Świetny rozdział! Ach, uwielbiam Tomlinsona! Moim zdaniem niech Aria da mu ostatnią szansę. Czekam nn.
OdpowiedzUsuńCudny! :)
OdpowiedzUsuńboski!! wspaniały!! jak lou jest zboczony - Wolisz ty mnie rozebrać? – zapytał, a ja zrobiłam facepalma. Ten chłopak jest niewyżyty seksualnie. HAHAHAHA
OdpowiedzUsuńcudo kochana naprawdę jestem pod wrażeniem ;)
OdpowiedzUsuńSuuper <3 pisz dalej :)
OdpowiedzUsuńAle mnie zaskoczyłaś ;o to jest tak świetne że aż umieram o fuck. Zawsze jak Lou się tak zachowuje to mam ochotę aby w końcu to z nią zrobił xd
OdpowiedzUsuńKocham twoje opowiadanie < Czekam nn *.*
OdpowiedzUsuńMam nadzieję że wrócą do siebie :)
OdpowiedzUsuńWspaniały :)
OdpowiedzUsuńPisz kolejny :D
OdpowiedzUsuńSuper fajny <3
OdpowiedzUsuńOjej, nie moge! Kobieto, prosze Cie no.... Haha, najlepsze "oczywiście różowy" :P
OdpowiedzUsuńCzekam na następny, proszę :D
Aria musi wybaczyć Lou! A co do rozdziału to jak zawsze odjazdowy :)
OdpowiedzUsuńo boże,mam nadzieje że mu wybaczy.
OdpowiedzUsuńPewnie,że powinna mu wybaczyć! To oczywiste,że ją do niego ciągnie i wzajemnie!
OdpowiedzUsuńświetny rozdział!!!
Zajebiste! Matko, trochę mi się nie podoba Louis jest calkiem inny ;c może tylko ja chcę, żeby nadal był chujem, teraz nie mam się za co na niego złościć ;c No i liczyłam na jakieś ostrzejsze zachowanie ojca, nwm, żeby jej w twarz dał?
OdpowiedzUsuńWgl to jest świetnie :3 Naprawdę! Czekam na nową notke, oby była jak najszybciej ;3 Niech Aria mu nie wybacza, ja bym nigdy nie mogła. Za to wszystko co on zrobił... nie, nigdy. No ale oczywiscie wiekszosc chce, zeby byli razem xd
A i licze serio na jakas akcje z jej ojcem i matka :3 A no i ciesze sie, ze Aria nadal jest anorektyczka xD
Pozdro ;3
Mmm jest bosko <3 Pisz pisz :*
OdpowiedzUsuńTeraz,gdy tak sobie to analizuje. Louis z biegiem rozdziałów staje się inny? Milszy dla Arii. Nie wiem jak to nazwać,ale widać po jego zachowaniu,że darzy ją uczuciem,ale sam nie potrafi tego określić heh :) Rozdział fantastyczny! Mam nadzieje,że Aria da OSTATNIĄ szanse Louis'owi,a on sam ją dobrze wykorzysta.
OdpowiedzUsuńOby do siebie wrócili !
OdpowiedzUsuńPisz jak najszybciej kolejny, proszę :)
OdpowiedzUsuńMam wielką nadzieje, że jutro będzie kolejny rozdział :D
OdpowiedzUsuńSuper ♥
OdpowiedzUsuńOby w końcu byli razem i wszystko było OK.
OdpowiedzUsuńJa bym mu na razie nie wybaczyla... Niech się pomeczy za tę wszystkie świństwa które jej zrobił..
OdpowiedzUsuńHuhuhu a ja zaczęłam ferie :D
OdpowiedzUsuńPs super rozdział :)
Świetny! Następny wspaniały rozdział od wspaniałej autorki :*** ~Merry
OdpowiedzUsuńTo jest takie eifenvienvein <3
OdpowiedzUsuńZamiast się uczyć, to czytam to wspaniałe cudeńko nad cudeńkami!!!
Jeju, Louis stał się ciut romantyczny? Wielka zmiana :D
Czekam z niecierpliwością na next :> Jeszcze raz ifjeineienveiv <3
super rozdział,tyle sie działo :> czekam na nn
OdpowiedzUsuńsuper rozdział :D czekam nn :D
OdpowiedzUsuńZajebiste :)
OdpowiedzUsuńSuperrr, czekam na next ♥
OdpowiedzUsuńboski rozdział
OdpowiedzUsuńsuper rozdziałek:)
OdpowiedzUsuńekstra!!!!!!!!czekam na następny
OdpowiedzUsuńI tu znowu ja :)
OdpowiedzUsuńPiękny ten rozdzialik, jak zwykle! I znowu on...
Świetny. Jak zwykle ale mniejsza ;* czekam na następny :***
OdpowiedzUsuńkocham <3 boziu haha juz 3 razy przeczytałam <3
OdpowiedzUsuńBoski jak zwykle *.*
OdpowiedzUsuńgnialny rozdz*_* Lou jaki bad boy :) zapraszam do mnie na ff z Lou :) nowe-opowiadanie.blogspot.com
OdpowiedzUsuń