Wytrzeźwiałam
i mogłam racjonalnie myśleć. Siedziałam obabulona kilkoma kocami i poduszkami. W
mojej głowie z sekundy na sekundy pojawiały się myśli i teorie jak mogę
zakończyć związek z Louisem. To zabawne, bo każdy pewnie obstawiał, że to on
mnie zostawi. Role się odwróciły.
Tak
jak wczoraj postanowiłam, że nie jem. Wymiotuje, ćwiczę. W ręce trzymałam
żyletkę, obróciłam ją kila razy dokładnie się jej przyglądając. Tak dawno tego
nie robiłam. Z moich oczu zaczęło wypływać coraz więcej łez, aż w końcu mój
obraz zamazał się całkowicie. Podciągnęłam rękaw w górę i przyłożyłam ostrze do
ręki. Wstrzymałam oddech i mocno naciskając, przejechałam, rozcinając skórę.
Potem jeszcze raz i kolejny, tak długo aż czerwona maź pojawiła się wszędzie.
Jest
18. Za godzinę przyjedzie Louis i pójdziemy na głupi wyścig. Tam z nim zerwę.
Nie chcę, by podczas jazdy coś mu się stało. Przejechałam żyletką jeszcze parę
razy w innym miejscu, po czym poszłam do swojego pokoju, podeszłam do szafy i
skrzyżowałam nogi. Nie mam w co się ubrać, wszystko wygląda na mnie okropnie.
Obróciłam się w stronę okna, by dowiedzieć się jaka jest pogoda. Było zimno,
nawet bardzo. Zresztą to jest wyścig - mogę ubrać dresy i za dużą koszulkę.
Czystą ręką wyciągnęłam rzeczy i delikatnie ułożyłam je na łóżku. Poszłam do
łazienki i umyłam zakrwawioną dłoń, po czym odkaziłam ją i nałożyłam odpowiedni
opatrunek. Rozcięta skóra tak mocno mnie piekła, że moje myśli cały czas
krążyły wokół zadanego sobie bólu, zamiast wokół Louisa i naszego dzisiejszego
zerwania. Leksi jest w ciąży. Nadal to do mnie nie dociera. Dlaczego ona?!
Louis pieprzył się z tyloma kobietami. Każda z nich mogłabym przyjść, ale nie
ona. No kurwa.
A
co jeśli udaje? Przecież jest jeszcze tak opcja. Jeśli chce mnie zniszczyć? Ale nawet gdyby
ona nie była w tej ciąży to nic nie zmieni. Ja nigdy nie dam mu potomstwa,
nigdy.
Starałam
się być silna, ale było mi ciężko. Z każdą minutą coraz bardziej bałam się
nadejścia Louisa. Gdy nastała ta chwila i usłyszałam pukanie do drzwi,
zamarłam. Podeszłam do drzwi i otworzyłam je. Moim oczom ukazał się Louis. Jak
zwykle był idealnie ubrany, jego koszula podkreślała mięśnie i odsłaniała tatuaże.
-
Wyglądasz seksownie – zamruczał pochylając się, by dać mi całusa, ale ja
odwróciłam głowę. On zdezorientowany przyłożył swoją dłoń do mojej twarzy i
obrócił ją w swoją stronę. Bądź silna, twarda.
-
Co jest? – zapytał, a ja otrzeźwiałam. Co ja robię? Jemu nic nie może się stać,
nie może się wściec. Miałam z nim skończyć po wyścigu, dlatego wymusiłam
uśmiech i rzuciłam się na jego szyję.
-
Chciałam zobaczyć jak zareagujesz – oznajmiłam.
*
Nerwowo,
przekładam nogę na nogę. Louis wyruszył, a ja jestem coraz bliżej od zranienia
go.
Zimne
powietrze uderza w moje policzki zostawiając je podrażnione. Moje serce
trzepocze jak oszalałe, czuję w środku wewnętrzny niepokój. Przeprosiłam Candy
i poszłam się przejść.
Szłam
już wydeptaną ścieżką w zupełnie innym kierunku niż wszyscy zebrani ludzie. W
myślach układałam sobie formułki jak powinna się potoczyć nasza rozmowa.
Starałam się przewidzieć jego reakcję, ale problem tkwił w tym, że on był nie
przewidywalny. Podniosłam głowę z ziemi i zobaczyłam drogę. Jak to możliwe, że
zaszłam tak daleko? Odwróciłam się na pięcie i zawróciłam. W oddali zauważyłam
jakieś dwie postacie, idące w moją stronę. Przestraszyłam się. Po
doświadczeniach wiem, że nie jest to bezpieczne miejsce nawet, jeśli byłam
dziewczyną Louisa.
W
sumie to nawet nie wiem czy to nie byłaby jeszcze większa prowokacja, by mnie
zgwałcić.
Zmieniam
zdanie, zdecydowanie wolałabym, by było to jakiś gwałciciel niż Leksi i Harry.
Chciałam
zawrócić, zboczyć z drogi, ale udowodniłabym wszystkim, że jestem tchórzem.
Tak
wiec prosto, z arogancją podeszłam do nich. Gdy byliśmy na tyle blisko
zatrzymałam się i zmierzyłam ich wzrokiem.
-
Tak myślałam, że tu będziesz – odezwała się, a po moich plecach przeszły
ciarki, spowodowane jej oschłością. – Mam nadzieję, że zrobisz tak jak się
umawiałyśmy? – zapytała głosem przesyconym zwycięstwem.
Nie
odpowiedziałam, spojrzałam na Harrego, który od początku mi się przyglądał.
-
Odpowiedz suko! – wściekła się brunetka, jej ręce powędrowały na moją bluzkę,
zaczęła mną potrząsać, a ja? Po prostu się poddałam. Byłam psychicznie i
fizycznie wyczerpana. Gdyby nie Harry, który ją odciągnął leżałbym martwa lub
wykrwawiona na śmierć.
-
Dziękuję – powiedziałam, gdy brunet przekonał Leksi, by zostawiła nas samych.
Czułam się przy nim bardzo niezręcznie. On zabił człowieka na moich oczach.
Każdy mój ruch był piętnaście razy przemyślany, by go nie rozzłościć.
-
Unikasz mnie – powiedział.
-
Nie, skąd ten pomysł? – parsknął śmiechem, chyba moje kłamstwo nie wyszło.
-
Nawet na mnie nie spojrzysz, boisz się mnie? – zapytał zmartwiony. Biłam się
przez chwilę z myślami czy powinnam się przed nim otworzyć i zadecydowałam, że
nie popełnię tego błędu.
-
Przepraszam, muszę iść – sprawnie wyminęłam jego sylwetkę, w mojej głowie cały
czas powtarzałam jego słowa „pośpiesz się do cholery”. Gdy byłam już jakieś
parę metrów od Harrego, bynajmniej tak mi się zdawało, usłyszałam jego głos.
Spojrzałam przez ramię, szedł za mną.
-
Daj mi spokój, proszę – powiedziałam przestraszona. Naprawdę bałam się, że się
na mnie rzuci i zabije jak tamtego człowieka.
-
Boisz się mnie, nie chcę cię stracić. Słyszałem, że jesteś z Louisem. Chciałem
tylko życzyć ci szczęścia i powiedzieć, że zawsze będę z tobą, pamiętaj – powiedział
to strasznie niskim głosem jak na niego. Nie powiem, było ta bardzo
pociągające. Na pewno, gdy nie zakochałabym się w Louisie, kto wie czy nie
byłabym z Harrym. Skinęłam głową, że przyjęłam do wiadomości jego słowa i
ruszyłam w stronę mety. Jak się później okazało przegapiłam przejazd przez
finish, a Louis zdenerwowany moją nieobecnością zaczął mnie szukać.
Zdezorientowana i zagubiona nie wiedziałam, gdzie mam iść czy go poszukać.
Czekała nas poważna rozmowa. Bardzo poważna. Spojrzałam na nadgarstki, ponieważ
przez przypadek dotknęłam pokaleczone miejsce.
W
końcu w oddali zauważyłam sylwetkę Louisa. Jego wyraz twarzy był surowy. Coś
czułam, że mi się dostanie. Wzięłam głęboki oddech, który wypełnił moje płuca i
ruszyłam w jego kierunku. Serce z każdą sekundą coraz bardziej waliło jak
oszalałe. Jakby chciało uciec…
-
Gdzieś ty się kurwa podziała? – naskoczył na mnie. –Martwiłem się. Gdy
dowiedziałem się, że gdzieś poszłaś to naprawdę się wystraszyłem –
dopowiedział, gdy ja nie mając tyle odwagi w sobie spuściłam wzrok. Czułam się
jakbym coś przeskrobała u ojca, którego nie miałam. Taka metafora.
A
świadomość tego, że muszę zakończyć ten związek, nie pomagała mi. W mojej
głowie zapanował totalny bałagan. Tysiące myśli przeszywało moją czaszkę na
wylot.
-
Louis, musimy pogadać – zaczęłam, a on machnął ręką na znak, że mam mówić
dalej. Co ja mam powiedzieć? „Eee… Sorry Louis, twoja była jest w ciąży, to
koniec”? Zaraz popełnię największy błąd w swoim życiu, ale on będzie
szczęśliwy. Pamiętaj, nie urodzisz mu dziecka.
Jedynym
rozwiązaniem było pokazanie mu świeżych cięć. Chwyciłam skrawek materiału i
podciągnęłam go w górę. Jego oczy pociemniały, był wściekły, zły, zawiedziony.
-
Proszę zaufaj mi i daj mi odejść, proszę – zaczęłam dość dziwnie ni z gruszki,
ni z pietruszki, ale to zdanie było pierwszym, które przyszło mi na myśl.
Widziałam jak jego oddech przyśpiesza, a pięść zaciska się. Miał zaszklone
oczy.
-
Zostawiasz mnie dla Harrego, zgadłem? Jak możesz. Chciałaś tylko seksu,
pocieszenia kurwa! Byłem twoją zabawką – wybuchł. Wiem, że to nie był najlepszy
moment, ale ja musiałam go jeszcze bardziej zranić pomimo tego, że informacje, które podał były fałszywe.
-
Zraniłam cię tak samo jak ty mnie. Przypomnę ci ,że to miało miejsce więcej
razy. To był mój plan zemsty. Żegnaj, Lou – powiedziałam to ostatnie zdanie
troszkę ciszej, ponieważ nie chciało ono w ogóle przejść mi przez gardło. Tak
bardzo go kocham, a zraniłam go. Kurwa ja zawsze wszystko spierdolę albo raczej
zanim go poznałam spierdoliłam, bo byłam gruba i wpadłam w to gówno.
*
Cała
rozbita, zmieszana wróciłam do domu. Otępiała od nadmiaru alkoholu, który
wypiłam po drodze weszłam na górę do swojego pokoju i całym ciężarem
przygniotłam łóżko. Po mojej twarzy leciały łzy. Tak strasznie bolało mnie
wszystko. Każda część ciała. Czułam się jakbym spadła z dziesiątego piętra. Nie
wiem, która jest godzina. Nie obchodzi mnie to. Nicki już śpi. Może to i
lepiej? Nie będę musiała się tłumaczyć, dlaczego przyszłam pijana i totalnie
rozdarta.
Moje
powieki, za sprawą płynącego alkoholu w żyłach, robiły się coraz cięższe, aż w
końcu zamknęły się, a ja zasnęłam.
Louis
*
Stałem
tam jeszcze przez chwilę, analizując dokładnie to co się stało. Dopiero, gdy
podeszła do mnie Leksi zrozumiałem, że Aria mnie zostawiła.
-
Louis musimy pogadać – zaczęła brunetka. Po jej minie można było zauważyć, że
to poważna sprawa. Zgodziłem się pomimo tego, jak bardzo nie chciałem. Nadal w
mojej głowie pojawiały się pytania, dlaczego Aria mnie zostawiła. Nie wierzę,
by zemsta była powodem. Tu musiało stać się coś większego, gorszego.
-
No mów- odparłem obojętnie, a na moje słowa jej ciało spięło się. Poprawiła
jedną dłonią swoją fryzurę, a drugą chwyciła się za brzuch.
-
Będziemy mieć dziecko – bum. Jej słowa kompletnie mnie zniszczyły. Nie za
bardzo zdawałem sobie sprawę z tego, co powiedziała. Będę ojcem. Chciałem tego,
ale z Arią. Cholera! Przecież Aria nie będzie mieć dzieci. Dopiero teraz
dotarło do mnie to, dlaczego Aria ode mnie odeszła. Poczułem narastającą złość.
-
Powiedz mi jedno, mówiłaś o tym Arii? – zapytałem surowo, a ona jak gdyby nigdy
nic uśmiechnęła się i powiedziała :
-
Musiałam. Może w końcu zrozumie, że ona nigdy nie stworzy rodziny, bo nie ma
okresu.
Jej
słowa odbiły się echem w mojej mózgownicy. Co z tego, że miała rację. Zerwałem
się z miejsca i zacząłem biec. Muszę pogadać z Arią. Wiem, że rano zachowałem
się okropnie, ale zapomniałem o jej chorobie i z czym ona się wiążę. Przecież
możemy zaadoptować dzieci. Ja pierdole. Spierdoliłem sprawę.
Usłyszałem
za sobą głos brunetki, która zaczęła mnie gonić. Nagle upadła. Owszem jestem
człowiekiem bez serca, ale bez przesady. Zawróciłem z powrotem do niej i
pomogłem jej wstać. Chwiała się, dlatego uniosłem ją na ręce i podszedłem do
mojego auta. Oczywiście Leski co jakiś czas skarżyła się na ból w klatce
piersiowej i krzyczała mi do ucha, więc przyśpieszyłem. Usadziłem ją wygodnie
na fotelu i usiadłem za kierownicą. Jechałem szybciej niż zwykle, gdyż Leksi
coraz bardziej skarżyła się na ból.
Gdy
znaleźliśmy się w szpitalu pobiegłem po ratowników, którzy na noszach zabrali
brunetkę. Bałem się no, bo miała w sobie moje dziecko, ale może to i dobrze, że
Aria mnie zostawiła.
Nie
wiem czy byłaby na tyle silna, by wygrać z chorobą, a po dzisiejszych cięciach
szczerze w to zwątpiłem. Z Leksi mogłem stworzyć rodzinę. Chociaż nie ukrywam,
nie do końca jestem przekonany do ciąży brunetki. Kto wie jakie kobiety mają
pomysły i co siedzi w ich głowach.
Gdy
w końcu lekarz dyżurujący zabrał Leksi na oddział, ja usiadłem na jednym z
krzeseł i schowałem twarz w dłonie. Nadmiar myśli przeszywał moją głowę na
wylot. Nie miałem pojęcia na czym się skupić. W mojej głowie panował totalny
chaos, a zarazem pustka. Czułem ją w sobie, bo nie było przy mnie Arii. Dopiero
ją odzyskałem i już straciłem.
Po
kliku minutach bicia się z własnymi myślami, z sali wyszedł doktor. Spojrzał na
mnie smutnym wzrokiem i powiedział:
-
Przykro mi, ale pańska dziewczyna potrzebuje przeszczepu serca.
Dobrze,
że siedziałem, bo czułem jak tracę równowagę. Naprawdę nienawidzę ludzi, ale
żadne z nich nie zasłużyło sobie na taką krzywdę.
Alfjaljfaljf
ten gif Louisa jest zbyt seksowny !
Nie
będę kłamać rozdział jest najgorszy ze wszystkich dlatego iż miałam ciężkie
dni/załamania.
Nie
mam pojęcia kiedy będzie następny gdyż wzięłam się za siebie J
Moi
kochani to już przed ostatni !
Aw,
tak długo z wami, dziękuję za wszystko.
Założyłam
sobie snapchata więc jeśli ktoś chce zobaczyć jak wyglądam itp. to macie
freed_om
60-next
Pytajcie
o co chcecie, odpowiadam na wszystkie szczerze J
Miłego
dnia, kruszynki